Rower stacjonarny ma wielkie oczy!

Oczywiście pod warunkiem, że stoi cały czas na środku pokoju i patrzy na nas tymi swoimi wyłupiastymi ślipiami…

Tak samo stoi i mój rower stacjonarny. Muszę przyznać, że ten zwierzak lubi jak poświęcam mu duuużo czasu. Najlepiej jak robię to w duecie z jakąś pyszną wodą mineralną. Mogę wtedy jeździć do woli. Lub jak kto woli: do wyczerpania sił.

Rower przypomina o sobie codziennie. Kiedy go próbuję lekceważyć, wcale nie chce mi zejść z drogi. Gdyby chociaż schował się gdzieś – do szafy albo za firankę. A tutaj nic! Zupełnie nic! Stoi tam gdzie stał i ani mu się śni chociaż na jeden dzień zejść mi z oczu. Jest wytrwały. Wpatruje się we mnie dopóki nie zacznę ćwiczyć.

Może to i lepiej? Pomaga mi jego obecność. Gdybym musiała za każdym razem go wypakowywać, to rytuał rozkładania mojego cacuszka by mnie zniechęcał. A tak codziennie rano patrzę na niego, kiedy wstaję. I patrzę na niego przed snem. W zasadzie, to są dni, kiedy poświęcam mu więcej czasu niż mężowi 😉

Ale to też jest zawsze jakiś sposób na dietę. Doskonale przeze mnie sprawdzony. Polecam każdemu, kto lubi czuć się zmęczony. I szczęśliwy z tego powodu!