Uwielbiam fast food’y, ale…

…ale w nich nie bywam 🙂 I chociaż staram się być twarda, nie zawsze mi się to udaje. Wciąż walczę i wiem, że wygram.

Kiedyś kochałam fast food’y. Dopiero tabele kaloryczne podane na opakowaniach i stronach internetowych zupełnie mnie powaliły. Taki kubeł zimnej wody na głowę. Wiecie, że jeden taki ?posiłek? ma około 1000 kcal?! W życiu bym się nie spodziewała. Pomijam fakt, że to wszystko jest sztuczne do granic sztuczności. Na razie skupiam się na samych wartościach odżywczych.

Przypomniał mi się taki eksperyment. Jakaś kobieta kupiła fast food’owy zestaw. Trzymała go w domu przez cały rok. I co się okazało? To jedzenie się nie zepsuło, nie śmierdziało, nie było wokół niego stada much. W zasadzie nadal było takie ładne… No, może bułka się troszkę wygięła i frytki straciły na sprężystości. Wyobrażacie sobie trzymać przez rok frytki zrobione w domu albo kanapkę z kotletem? Ja też nie. Nawet nie chciałabym tego trzymać w piwnicy.

Pomijam już programy nt. zdrowego odżywania i opinie specjalistów na temat restauracji typu fast food. Jak się okazuje, w przypadku pożywienia krótki czas przygotowania nie współgra z jakością.

Dlatego unikam budek z kebabem, kiosków z hot dogami. Chociaż czasami jest bardzo trudno. Zwłaszcza, kiedy głód złapie nas na tzw. mieście. Zamiast tego proponuję zabierać ze sobą jakieś zdrowe przekąski typu owoc albo kanapkę z ciemnego pieczywa.

Miłośnikom fast food’ów proponuję przygotowanie dietetycznych odmian typowych hamburgerów. Może razowa bułka, ugotowana pierś z kurczaka, warzywa i malutka łyżeczka majonezu? Co o tym sądzicie? Wiem, że jest pyszna!