Czy widzieliście kiedyś zwykłego, normalnego faceta uprawiającego z pasją fitness? Bo ja do niedawna nie. Ale teraz wszystko się zmieniło.
Przeczytajcie moją opowieść o dramacie obżarstwa i o tym, jak fitness pozwolił mi z tego wyjść.
Wszystkie grzechy zaczynają się bardzo niewinnie. Taki standard. Efekt grzechów: 183 cm wzrostu i… ponad 109 kilo wagi i zmęczone obwisłe ciało.
Niewinne początki
Na studiach chudy, bardzo chudy byłem. Mogłem jeść za dwóch, a nawet trzech. Karmili mnie wszyscy. Rodzina, dziewczyna, nawet w pracy jadłem bo dorabiałem rozwożąc pizze. Potem poszedłem do pracy. Normalne życie nie zmieniło moich nawyków. Tydzień to praca, relaks w domu, piwo, telewizja. Weekend zaczynam w piątek od spotkania ze znajomymi, sobota jakieś wyjście, wyjazd, zawsze wizyta w restauracji, najlepiej włoskiej. Po trzech latach od podjęcia etatu, moja waga wzrosła o… 30 kilo. Każdy rok to 10 kilo. Niezła premia. Szkoda, że nie pieniężna.
Zbawienny przypadek
Biegałem, łaziłem do siłowni, nie jadłem. I nic. Bezsenność, nerwica, nałóg nikotynowy. I nic nie pomagało. Nie wyglądało to dobrze. Pewnie skończyłbym jak wielu facetów w średnim wieku ze sporą nadwagą i niechęcią do życia, gdyby nie przypadek. Kiedy znajomi i rodzina doradzali mi udział w profesjonalnych programach odchudzania, odmawiałem. Nie interesowałem się dietami, ani wyciskaniem na siłowni sztang w towarzystwie sfrustrowanych osiłków. Do zmiany przyczyniła się obca osoba. Jadąc pociągiem podsłuchałem rozmowę dwóch kobiet, które rozmawiały o odchudzaniu się dietach, ćwiczeniu. Temat mnie zaciekawił bardziej niż mogłem przypuszczać. Opowiadały o spotkaniach z dietetyczką i o uczęszczaniu na fitness. Jedna z nich rzuciła hasło, które mnie rozbawiło i zainspirowało: fitness konserwuje.
Nie taki fitness straszny…
Po powrocie do domu znalazłem adres dietetyka. Umówiłem się na spotkanie. Po badaniu i wywiadzie otrzymałem diagnozę, a następnie dietę. Poza kilkoma punktami, była naprawdę łatwa do zaakceptowania. Do tego poszedłem na fitness. Same kobiety i ja. Śmieszne, ale bardzo budujące, bo nie musiałem się stresować, że wokół mnie prężą muskuły super faceci, kiedy ja nie jestem w stanie wytrwać 15 minut ze skakanką.
Jak wygląda mój dzień teraz?
Rano kilkanaście minut na stoperze. Dobrze robi na mięśnie nóg i na postawę. Można słuchać wiadomości w radiu, albo nawet oglądać poranne TV. Potem śniadanie, przygotowanie prowiantu do pracy. Żadnych kawiarni i barów. Nie na etapie tracenia wagi. Popołudniu w domu, znów stoper, czasem skakanka w garażu zimą, a latem w ogrodzie (niech się śmieją) no i wisienka na tort: dwa razy w tygodniu fitness w towarzystwie 16-20 kobiet. Jaki facet tak by nie chciał? Jestem w połowie drogi. Muszę uważać, ale ufam, że fitness konserwuje, dokładnie tak samo, jak dobry mechanik robi to z silnikiem samochodu.
Mam 183 cm wzrostu i ważę 80 kilo. Nie muszę liczyć kalorii, bo po prostu jem proste zdrowe i obfite posiłki i dużo ćwiczę!
Autor: Damian