Chemia na naszym stole!

Zanim zaczniemy świecić!

Kupujemy, gotujemy i zjadamy. Tylko czy wszystko, co znajdujemy w sklepach i potem pięknie serwujemy naszym bliskim jest zdrowe? Piękne warzywa, wielkie i wyrośnięte owoce, patrzą z półek sklepowych na nas swoimi pięknymi oczkami i wołają- wrzuć mnie do koszyka, zjedz mnie!

Wczoraj oglądałam program śniadaniowy. Pokazano w nim Chiny i wybuchowe arbuzy. Sprytni rolnicy tak faszerowali je chemicznymi środkami, aż biedne „zielone głowy” zaczęły pękać i strzelać z „przejedzenia”. Huk jak podczas wojen napoleońskich na froncie pod Moskwą! Dobrze, że nie trafiły na nasze stoły. A mogły! Wyobrażcie sobie efekt pękania naszych trzewi po sałatce z chińskiego arbuza! Przecież to możliwe!

W sklepach króluje chiński czosnek, sałata, cieciorka i inne dobra. Nikt nad tym importem nie panuje. Być może nikt tak naprawdę nie bada. Mięsko jadamy zagraniczne, owoce importowane. Mleko? Też nie jestem przekonana do jego jakości. Biały ser nie robi się kwaśny, tylko gorzki. Mamy to, co mamy. Jesteśmy zalani importowanym jedzeniem. Czy zdrowym? Czy warto się truć?

Może zacznijmy walczyć o jakość i badanie solidne importowanej żywności. Wybierajmy z głową nasze zakupy, byśmy za kilka lat nie świecili jak żarówki w nocy (może to jest wyjście w epoce kryzysu energetycznego?). Może zacznijmy piec chleb, uprawiać ogródki i unikać sklepów z chińszczyzną. Wybór jest trudny, ale nie niemożliwy. Zacznijmy po prostu myśleć. Nie takie to trudne, a już na pewni nie niemożliwe.

Nasi dziadkowie jadali skromnie, jałowo i zdrowo. Jak warzywa, to na końskim nawozie i hodowane w ogrodach swoich lub na działkach znajomych. Jak mleko, to od polskiej krowy. Kroiło się takie kwaśne mleczko nożem, jadało z młodymi ziemniakami, posypane koperkiem. Zapach i smak? Oj wspomnienia takiej uczty śnią się czasami w nocy! Nie znali smaku arbuza. Zyli długo i zdrowo. Może my też spróbujmy! Ja jeżdziłam do mojej babci na Podlasie. Jadam owoce prosto z drzewa. Nikt nie faszeruje ich chemią by były większe i bardziej błyszczące.W jabłuszku zamieszkiwały robaczki od czasu do czasu, w ziemniakach królowała stonka (importowana z USA)- wszystko naturalne. Wszystko w zgodzie z porami roku. Babcia żyła 100 lat. Do końca swoich dni nie korzystała z okularów. Pamięć jej nie zawodziła. Ludzie, a jaką miała cudowną skórę- bez botoksów i innych nastrzykiwań. Naturalne piękno. Naturalny czar.

Ja mam pięćdziesiąt lat i czasami jak wstaję, a mnie nie bolą kości to zastanawiam się czy żyję. Tak już z nami jest- pokolenie słabsze, marniejsze, ale nowoczesne! Długowieczność znamy z kartek książek. Zdrowie niedługo będzie na receptę. Może czas najwyższy to zmienić i przypomnieć sobie jak smakuje zdrowie?